Fajoska sprawa. Pracy przy tym nie za wiele, a efekt taki że M mi się ślubem odgrażać zaczął. Użyte w tym celu zostały:
żeberka świnkowe (chyba ze 2 kg ich było)
1/3 szklanki oleju
1+1 łyżki sosu sojowego
4 wściekłe papryczki (suszone, pepperoncini, którym M mi niegdyś wściekłą ilość przytargał)
łyżeczka oregano
łyżeczka tymianku
2 ziarna ziela angielskiego
2 pokruszone listki laurowe
kilka ziaren pieprzu czarnego (zgniecionego i sproszkowanego, mielonego się brzydzę osobiście nie wiedzieć czemu)
łyżeczka słodkiej papryki w proszku
3+1 łyżki miodu
orzeszki ziemne posiekane mniej więcej
Żeberka pociąć w kawałki ulubionej wielkości. Z oleju, przypraw, sosu sojowego i miodu zmieszać marynatę, wypaprać nią mięsko. Łyżka sosu, miodu i orzeszki zostają na później.
Żeberka wsadzić do pieca. Ja włożyłam odkryte do 180 stopni, po jakichś 40 minutach zakryłam i się piekły dalej w ukryciu. Po 1,5 godzinie od zakrycia polać pozostałym sosem sojowym zmieszanym z pozostałym miodem i posypać orzeszkami. Piec jeszcze z pół godzinki, odkryte dla odmiany. Powinny wyjść mięciutkie, odchodzące od kostek, słodko-pikantne, takie mrrrr... Popijać piwem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz