czwartek, 30 września 2010

idealne jajka na miękko

zawsze miałam z tym problem. od znajomego z Wisły, który tam w fantastycznej restauracji pracował (Karczma u Karola, Wisła-Głębce, przy skręcie na Łabajów - polecam jak nie wiem co) Mój M wydębił sposób. bardzo proste - surowe jajka wkłada się do wrzątku na 5 min dokładnie. białko wychodzi ścięte, żółtko płynne. taka mała sprytka-poradka :)

dodatkowo:
żeby skorupki nie pękały, należy jajo od szerszej strony lekko nakłuć szpilką.
jak ktoś się boi, wystarczy do wody przed wsadzeniem jajek wsypać 1 łyżeczkę soli (skorupki uodpornią się nieco i jajka się łatwiej obiorą) lub wlać nieco octu (z pękniętego jajka nie wypłynie białko).

mielone inaczej

Ostatni pomysł na hurtową ilość mięsa przytarganego przez M. Bo ile można lepić kotlety? Albo pchać lazanię? No to tak

mięso mielone 0,5 kg z krowy plus 0,5 kg ze świnki
łyżeczka oregano
łyżeczka imbiru mielonego
łyżeczka słodkiej papryki
1,5 łyżeczki curry
łyżeczka nasion kolendry
6 goździków
6 wściekłych papryczek (pepperoncini)
pieprz czarny (łyżeczka)
mała, namoczona w mleku i odciśnięta bułka
soli nie używam, ale można dodać

Wszystko razem wymiąchać - powinna wyjść dość zwarta konsystencja. Z mięsa formować nieduże wałeczki i smażyć na patelni grillowej bez dodatku tłuszczu. I już :)

Ja mięsko podałam z ryżem z kurkumą, sosem czosnkowym, pikantnym sosem (dzieło M, przyuważyłam tylko że był z tabasco i ketchupem) oraz sałatką: sałata+ogórek+pomidor+cebula+sos vinegret.

poniedziałek, 20 września 2010

pieczona szynka z jałowcem i sos winny

Taką właśnie zrobiłam - fantazja plus improwizacja plus to co akurat z mało rozsądnych zakupów wyszło.

szynka ze świnki (z 1,5 kg jej było)

marynata:
1/4 szklanki oliwy z oliwek
2 ząbki czosnku
zioła prowansalskie (łyżeczka)
pieprz czarny
rozmaryn (ciut ciut dosłownie)
liść laurowy raz
2 łyżeczki ziaren jałowca

do sosu:
czerwone wytrawne wino (szklanka tak na oko)
2 łyżki mąki
ze 3 łyżki kwaśnej śmietany
pieprz
zioła prowansalskie

Szynkę natrzeć marynatą z oliwy i przypraw, zostawić na trochę - niech siąknie aromatem. Nasiąkłą nabić jałowcem (1 i 1/2 łyżeczki) - palcami, nie trzeba świnki nakłuwać. Cisnąć w naczynie stosowne do pieczenia, wlać nieco wody, wrzucić resztę jałowca. Do pieca zakrytą do 180 stopni. 2 godziny powinny wystarczyć.

Sos robi się następująco: Do garnka nie za dużego wlać to co zostanie po pieczeniu szynki - tłuszczyk, przyprawy, sosik, wszystko naraz :) Dodać wino, mocno zagrzać. Przecedzić (chyba że ktoś lubi sosy z farfoclami i ziarenkami jałowca, to nie musi). Mąkę wymieszać ze śmietaną, rozmieszać z sosem, grzać aż zgęstnieje. Dodać pieprz i zioła prowansalskie. Mięso podawać z sosem. Osobiście uwielbiam mięso odgrzewane w tym sosie - polecam!

spaghetti a la carbonara

Jedno z faworytnych chłopaków, czyli Mojego M i A, mechanika wrośniętego w nasz dom. Proste:

makaron spaghetti oczywiście
ze 30 dag boczku, pokrojonego w drobną kostkę
ze 3 pieczarki, pokrojone w drobną kostkę
cebula, pokrojona w drobną kostkę
śmietana 18% (mniejsze opakowanie)
pieprz czarny (rozdrobniony bez ekscytacji, zgnieciony i sieknięty nożem po prostu parę razy)
ser typu lazur (ot, cała tajemnica pyszności)

Boczek drobno pokrojony w kostkę (ja mam samozaparcie do krojenia w taką 5 mm krawędź, ale jak ktoś nie ma to niech się nie zmusza i kroi grubiej) wrzucić na patelnię z tłuszczem. Mieszając go co i raz pokroić w takąż kostkę pieczarki, dorzucić na patelnię. Podsmażyć, ale uwaga - cebula powinna potem "chrzęścić" w zębach. Dodać śmietanę i pieprz, wymieszać. Na koniec dodać rozkruszony ser, wymieszać wszystko aż się ser rozpuści. Wymieszać z makaronem. I już :)

marchewka dla chłopaków, hyhy

Mój dzieć nie ciepi warzyw. Mój M nie przepada (a genów wspólnych nie mają, żeby nie było). Za to obaj uwielbiają taką marchewkę:

ze 3 duże marchewki, posłupkowane w dość konkretne (duże) słupki
czarny pieprz (bez przesady)
miód, ze 2 łyżki
masło, z 1 łyżka

Na maśle przesmażyć marchewkę, wlać nieco wody, poddusić. Marchewka ma być miękka, ale jędrna (boskie słowo). Jak już osiągnie taki stan, dodać ciut pieprzu i miód, wymieszać. Gotowe. Proste, prawda? W wersji dla M oprócz pieprzu dodaję jeszcze wściekłą papryczkę. Moim zdaniem taki dodatek działa afrodyzjakalnie - polecam ;)

żeberka obłędne, jak nic

Fajoska sprawa. Pracy przy tym nie za wiele, a efekt taki że M mi się ślubem odgrażać zaczął. Użyte w tym celu zostały:

żeberka świnkowe (chyba ze 2 kg ich było)
1/3 szklanki oleju
1+1 łyżki sosu sojowego
4 wściekłe papryczki (suszone, pepperoncini, którym M mi niegdyś wściekłą ilość przytargał)
łyżeczka oregano
łyżeczka tymianku
2 ziarna ziela angielskiego
2 pokruszone listki laurowe
kilka ziaren pieprzu czarnego (zgniecionego i sproszkowanego, mielonego się brzydzę osobiście nie wiedzieć czemu)
łyżeczka słodkiej papryki w proszku
3+1 łyżki miodu
orzeszki ziemne posiekane mniej więcej

Żeberka pociąć w kawałki ulubionej wielkości. Z oleju, przypraw, sosu sojowego i miodu zmieszać marynatę, wypaprać nią mięsko. Łyżka sosu, miodu i orzeszki zostają na później.
Żeberka wsadzić do pieca. Ja włożyłam odkryte do 180 stopni, po jakichś 40 minutach zakryłam i się piekły dalej w ukryciu. Po 1,5 godzinie od zakrycia polać pozostałym sosem sojowym zmieszanym z pozostałym miodem i posypać orzeszkami. Piec jeszcze z pół godzinki, odkryte dla odmiany. Powinny wyjść mięciutkie, odchodzące od kostek, słodko-pikantne, takie mrrrr... Popijać piwem :)